W ogóle, czytam Exodus po lekturze Graebera i sobie rysuję jak to było:
Mojżesz: Bóg mówi, wypuść mój lud!
Faraon: Uhm... tu macie do wypełnienia formularz zezwolenia na opuszczenie pracy w celach religijnych; formularz podania paszportowego, w końcu Synaj, hen, hen. Ambasada Midianitów jest za tą drugą piramidą, udacie się tam po wizę.
Mojżesz: Ale wypuść mój lud!
Faraon: Ale, byłbym zapomniał -- ten załącznik dotyczący mienia zabieranego w drogę, trzeba uzupełnić o formularz wywozu srebrnych naczyń; oraz uzyskać dodatkowo zezwolenie na zabranie w drogę złota. No i nie zapomnijcie rozliczyć po powrocie. A w ogóle, co wy tam będziecie palić w tej ofierze?
Mojżesz; Owce i kozy!
Faraon: Acha, OK, to potrzebujecie jeszcze certyfikatu weterynaryjnego, że zwierzęta nie są zarażone ateizmem -- udacie się do świątyni Ptaha, tam je wydają.
Mojżesz: Bo przyjdzie plaga żab!
Faraon: Zaraz, zaraz, jaka plaga? Przecież w kodzie PKD macie 40.77 -- działalność prorocka i prawodawcza; musicie szybko uzupełnić w KRS, że wasza działalność obejmuje też magię i rzucanie plag. Bez zarejestrowania tak nie można...
Mojżesz: I wejdą do pieców chlebowych...
Faraon: Do pieców? Sanepid nie pozwala. Wiecie, Mojżesz, ja rozumiem prorokowanie i plażenie, sam czasem nawet lubię jakąś plagę rzucić na lud, choćby dragnadę urządzić jakimś Kuszytom. Ale z Sanepidem to nigdy nie zadzieram. Nigdy!
Mojżesz Bóg nas wyprowadzi potężnym ramieniem.
Faraon: Prawym, czy lewym? Bo prawym, to trzeba być zgodnym z Ustawą o Wyjściu Prawym; a jak lewym z Ustawą o Wyjściu Innym. Oczywiście wraz z odpowiednimi rozporządzeniami wezyra.
Mojżesz rzuca laskę i wychodzi. A faron wlepia mu za to mandat za parkowanie węży na terenie zabudowanym...