poniedziałek, 31 marca 2008

W kwestii wieku

Jesteś młody, kiedy jesteś zadowolony, gdy traktują cię jako osobę starszą, a irytujesz, gdy traktują jako osobę młodą.

Jesteś stary, gdy irytacja i zadowolenie przypisane zostają odwrotnie.

niedziela, 30 marca 2008

Ze mszy

„Jest to msza w intencji modlitw w intencji parafian.”
(I ten ksiądz uchodzi za ‘dobrego mówcę! Nie tak dawno powiedział coś takiego: „Jaki jest sens życia schorowanej staruszki, która nawet do sklepu, nawet do kościoła nie potrafi wyjść. Otóż, gdy przyjdzie ona do kościoła…”)

„Módlmy się za ludzi zmaterializowanych.”
Jak nazwać ludzi przed materializacją? Pomyśleni? Planowani? Upragnieni?

sobota, 29 marca 2008

Kryzys wieku średniego?

Pierwszy raz mi się przytrafiło, by młodsza osoba ustąpiła mi spontanicznie miejsca w tramwaju...
I wcale mi się to nie podobało...

piątek, 28 marca 2008

Fruwacze

PAK (w zachwycie): To idę popolować z aparatem na pełzacze ogrodowe, bo się zadomowiły pod dachówką przy wejściu na chór.
LL (zdziwiony): ??
PAK: Takie ptaki.
LL: Ja znam tylko ptaki-fruwacze, a nie ptaki-pełzacze.

czwartek, 27 marca 2008

Póki się nie przywyknie

Wczoraj mój mózg zauważył jakieś dziwne dźwięki. Jakby śpiew -- dawny i piękny. Zacząłem się zastanawiać, kto z sąsiadów słucha czegoś równie nietypowego... Po dobrej minucie dopiero zaskoczyłem -- wezwaniem do nawrócenia, śpiewany w stylu muzyki XII wieku odzywa się dzwonek mojego własnego telefonu!

Ot, tak to jest, gdy się nie przywykło...

środa, 26 marca 2008

Dwa nosy

Jezus ma dwa nosy! -- donosi koleżanka analizując co wyszło ze skanowania rzeźby przedstawiającej chrzest w Jordanie.

Wyraźnie dane zbierał Michał Anioł. Oczywiście Michał Anioł ze skeczu Monty Pythona.

Przymiarka

JM i RW przyszli przymierzać sobie, wciąż naszą salę, do swoich potrzeb.
Poczułem się trochę jak gdyby przedsiębiorca pogrzebowy przyszed mierzyć na mnie trumnę.
A przecież chodzi tylko o drobną przeprowadzkę... Przewrażliwiony chyba jestem...

wtorek, 25 marca 2008

Dwie prawe

Przy kolejnym ochłodzeniu, rano, w pośpiechu, wyjąłem z szuflady dwie rękawiczki i włożyłem do kieszeni kurtki.
Okazało się, że obie były prawe.
Czyżby już nawet podświadomość przypominała mi o obowiązku pracy?

poniedziałek, 24 marca 2008

Orędzie

Recenzent wykładu Angeli Hewitt o wykonywaniu muzyki Bacha, napisał, że Angela Hewitt mówi jak "królowa w orędziu do narodu".
O! Zaprawdę szczęśliwy to naród, do którego w orędziu mówi królowa jak Angela Hewitt do miłośników Bacha!

niedziela, 23 marca 2008

Zajączek

Na zajączka pokazał mi się zajączek.
Ale zaraz, hyc, hyc, skrył się w krzakach.

Wstydliwy jakiś...

---
Na ilustracji uszy hycającego zająca. Resztę niestety przesłoniły krzaki...

sobota, 22 marca 2008

Każdy musi się złożyć na podwyżki dla lekarzy

Apteka:
-- Nie, ja nie mogę odczytać tej recepty... Pani doktor pisze coraz gorzej. A co to ma być?
-- Nie wiem, to dla żony.
-- Hm... to chyba to... Ale nie -- musi pan iść jeszcze raz do lekarza -- skoro lekarze dostali takie podwyżki, to niech przynajmniej nauczą się czytelnie pisać!

piątek, 21 marca 2008

Wnioski wielkoczwartkowe

Skarpety + flesz = brak sacrum.

czwartek, 20 marca 2008

Pytanie

Czy jako pokuta przedświąteczna nadaje się zapłacenie rachunków, z głębokim i szczerym żalem, że musi się je płacić?

środa, 19 marca 2008

Prywatna służba zdrowia fajna rzecz

W moim mieście wszystkie przychodnie 'pierwszego kontaktu' sprywatyzowano. I jest dobrze. Na przykład dzisiaj dzwonię do przychodni:
-- Dzień dobry, PAK przy telefonie. Chciałem zapytać jak państwo jutro i pojutrze pracują?
-- Normalnie.
-- A pan doktor S jest jutro...
-- Popołudniu.
-- Pytam, bo pan dr S. wysyłał mnie na badania, a ja powiedziałem, że zrobię je przy okazji urlopu i właśnie od jutra mam urlop...
-- Ale w piątek nie jeżdżą. Badań nie będzie... Ale zaraz, zapytam doktora.

(Słyszę przez nieodłożoną słuchawkę:
-- Panie doktorze, podobno pan PAK obiecał badania?
-- Komu?
-- PAK, no od K.
-- Acha... no tak --
tu następuje wymienienie z pamięci tego, co mam mieć przebadane.)
-- To może zrobimy tak -- pan przyjdzie jutro do 8:30 i pana przebadamy, a popołudniu zgłosi się pan do lekarza.
-- Ale od której?
-- Do 8:30.
-- Ale od której?
-- Od siódmej.
-- Dobrze, będę na siódmą.

Niekonsekwencja

Słucham sobie "The Creation" nucąc przy tym pod nosem "Die Schöpfung"...

wtorek, 18 marca 2008

Pańszczyzna?

– Kobieta, począwszy od swoich dwudziestu lat aż po czterdziestkę, powinna rodzić dla państwa. A mężczyzna, jak minie szczytowy okres sprawności w bieganiu, powinien do tego czasu zapładniać dla państwa aż do pięćdziesiątego roku życia.
Platon “Państwo” (tłum. W. Witwicki)

A kiedy mogą to robić dla siebie? Wcześniej i później? A może wcale? Nasze podatki są jednak bardziej sprawiedliwe...

poniedziałek, 17 marca 2008

Drobiazg z książeczki do „Wielkiego Mistermium Pasyjnego z kodeksu Carmina Burana”

Oryginał:
Tunc veniat mater Domini lamentando cum Iohanne evangelista et ipsa accedens crucem respicit crucifixum.

Tłumaczenie angielskie:
Then there cometh the mother of the Lord to the foot of the cross, in the company of John the Baptist. She looks at Jesus crucified.

Dla tych, którzy jeszcze nie zauważyli, co jest nie tak w tłumaczeniu (jeśli są tacy) – wersja francuska (a co? to nic, że język znany umiarkowanie, za to poprawna, o ile ją rozumiem...):
Alors vient la Mère du Seigneur en se lamentant avec Jean l’évangéliste, et elle s‘approche au pied de la croix et regarde le crucifé.

(A jak ktoś jeszcze nie zauważył, to podpowiadam, że można też sobie przypomnieć pewną modelkę, Lindę, a ona wskazuje co i jak...)

niedziela, 16 marca 2008

Sen: hotel

Pojechał do Krakowa. Po co? Jakiś zlot hodowców chomików? Albo świnek morskich? Idąc ulicami jakiś mniej znanej dzielnicy znalazł hotel, w którym mógłby przenocować. Noc spędził spokojnie. Zabrał swoje rzeczy, udał się do recepcji. Zapłacił za pobyt i poszedł do wyjścia. Wyjście jednak prowadziło do innej części hotelu. Błądził po nim cały dzień, aż nie zostało nic lepszego dla niego, niż wynająć pokój na kolejną noc…

Tak płynęły dni. Zrozumiał już, że póki ma pieniądze na koncie, nikt go z hotelu nie wypuści. Spotykał też współtowarzyszy niedoli, których kierownictwo hotelu postanowiło trzymać tak długo, jak długo mogło korzystać z ich kont. Codziennie powtarzał więc ten rytuał, schodząc do recepcji, płacąc, błądząc w hotelowych korytarzach, aż w końcu z rezygnacją wracając do swojego pokoju. Nie wiedział, że krakowska policja szuka, nie potrafiąc rozwiązać problemu dziwnych zaginięć w mieście.

Aż pewnego dnia zdecydował się. Zbił szybę i pospiesznie odbiegł od hotelu. Był wolny! Nareszcie wolny!

***

Tymczasem w hotelu zauważono jego zniknięcie. Zauważono wszystkie drobiazgowe przygotowania – zmylony system monitoringu, atrapę walizki… Właściciele we wściekłości zaczęli przesłuchiwać innych mieszkańców. Nie mieli dla nich litości – by wydobyć zeznania bili, przypalali papierosami, dręczyli. Ale nikt nic nie wiedział. Po naradzie obsługa hotelu postanowiła rzucić wszystko i uciekać. Wyszli tajnym wyjściem z hotelu. Podeszli do pobliskiej drogi. Zaczęli zatrzymywać samochody. Zatrzymały się dwa. Otwarły się drzwi…

sobota, 15 marca 2008

Wątpienie

-- Był z dziewczyną, czy z kobietą... Hm... nie wiem co to było...

piątek, 14 marca 2008

Znajomość internetowa

Znajomy wkrótce wygra kolejny odcinek "1 z 10". Chętnie bym potrzymał kciuki, tym bardziej, że już wiem, że wygra, bo nagrodę odebrał. Ale...

Ale nie wiem, kiedy będzie ten odcinek. Nie wiem jak znajomy wygląda. Nie wiem jak się nazywa. Nie wiem skąd pochodzi. Nie wiem jaki ma zawód...

W sumie wiem tylko, że jest mężczyzną i nie jest młodzikiem. I raczej jest z północy niż z południa Polski.

Tak to bywa z tymi internetowymi znajomościami...

czwartek, 13 marca 2008

Św. Materacy

Czas już przypomnieć św. Materacego, najbardziej zapomnianego świętego w dziejach, którego nie wspominają żadne żywoty świętych, ani oficjalne wykazy. A przecież ten brat św. Bonifacego z Tarsu, który w krok za nim podążył na męczeństwo, patron ludzi pomijanych i niedostrzeganych, jest nam dzisiaj tak potrzebny jako przykład i wzór.

(Zainspirowane dyskusją.)

środa, 12 marca 2008

Licytacja

-- 360 i ani grosza mniej, bo mógłbym zbankrutować!
--- 340!
--- Jakie 340! 360 i mam wyłączność sprzedaży na Polskę!
--- 380, bo masz wyłączność na Polskę?
--- No... 350... Powiedzmy....
--- Zadzwonię do Amerykanów i sprawdzę, co z tą wyłacznością.
--- No... to powiedzmy, że 290... Bo przecież też jakąś marżę muszę mieć.
--- 285 i też mam wyłącznośc sprzedaży na Polskę!

wtorek, 11 marca 2008

Ruletka fakturowa

Kupiliśmy oprogramowanie. Kupiliśmy je w firmie X Polska, gdyż produkuje je firma Y USA, ale Y Polska nie jest dystrybutorem, tylko X Polska. Umówili się tak, niech im będzie na zdrowie.

Podpisaliśmy umowę z X Polska. Dostarczyli oprogramowanie. Dostaliśmy fakturę -- wystawca faktury -- firma X Belgia...

Oczywiście nie można zapłacić firmie X Belgia za to, co zrobiła firma X Polska. Zwracamy się o poprawkę.

Przysyłają nam nową fakturę. Jako X Niemcy, z pieczątką X Holandia...

Cóż, w UE zostało tylko nieco ponad 20 państw. Kiedyś trafią...

Koncert

S. śledził koncert. Jego organizm gra wraz z muzyką -- przy trzecim takcie wzrósł puls, podniosło się ciśnienie, a kręgosłup na odcinku lędźwiowym skrzywił do przodu. Oddech przyspieszył. Przy stałym przekroju tchawicy, na jej ścianki nastąpił większy nacisk ciśnienia. Ale dwutlenek węgla, azot i tlen, mieszały się jak zwykle we wdychanym i wydychanym powietrzu, mimo drżenia wywołanego boskim Beethovenem...

(Natchniony tym).

poniedziałek, 10 marca 2008

Rada

"Wyrzuca się najlepszych dziennikarzy. Bo są najdrożsi."
(Karol Jakubowicz w wywiadzie dotyczącym przyszłości TVP i ogólnie mediów.)

To ja mam pomysł: najwięcej płacić najgorszym, a wtedy przy cięciu kosztów media zyskają!

Moje diabły domowe

Czasami porywają nas diabły. Człowiek niby, jakby nigdy nic, sobie siedzi i coś tam robi, a diabeł mu szepcze do ucha -- zrób tamto, zrób tamto.

I ten głos jest tak natrętny, że w końcu się wstaje i robi tamto. Na przykład idzie do sklepu po zakupy, których wcale się nie potrzebuje, by je cisnąć diabłu w twarz i powiedzieć: A masz!

A on swoje.

Diabły mają specjalizacje. Są hobbystyczne, leniwe, blogerskie, są i erotyczne. Różne są. I ciągle coś szepczą. Zamknąć się nie mogą.

niedziela, 9 marca 2008

Światłość

...do katedry, gdyż w tę niedzielę, zgodnie z zarządzeniem papieża Jana Pawła II przypada Światły Dzień Młodzieży.
(Tyle mój proboszcz... Ale sympatyczny człowiek.)

Przepoczwarzenie opery

Opera-buffa przepoczwarza się w operę-feeria. Tako rzecze Św. Genowefa Brabancka.

piątek, 7 marca 2008

Nauka

Angelologia ma wiele wspólnego z ornitologią. Choćby takie skrzydła. I niebo. A przynajmniej podniebie.

PS. Dziesięć godzin później przeczytałem u Borgesa:
"Poeta [PAK: Robert Browning] mówi, że zmarła Elizabet Barret jest w połowie aniołem i w połowie ptakiem, ale anioł już jest w połowie ptakiem, więc proponuje się tu kolejny podział, który może trwać bez końca."
Jorge Luis Borges "Czyściec", I, 13 (w "Dziewięć esejów dantejskich")

czwartek, 6 marca 2008

Gdzie protestować?

Gdzie mam protestować przeciwko protestom? Bo nie widze żadnego innego, równie ważnego powodu do protestu.

środa, 5 marca 2008

Spem: Powiększ swoją...

No właśnie -- czego się spodziewać po tak rozpoczynającym się spamie? Dzisiaj dostałem: Powiększ swoją kreatywność!
I jak tak można obrażac język polski nadużywaniem słowa 'kreatywność'?

wtorek, 4 marca 2008

Ciężar jałmużny

Czy dawanie komuś jest ciężkie? Zawsze wydawało mi się, że wprost przeciwnie, oczywiście o ile, nie trzeba było sobie odjąć czegoś, co już w myślach się miało.

Tym razem nie mam takiego problemu, a jednak 'wielkopostna jałmużna' jest dla mnie problemem. Otóż mam do czwartku wydać na cele charytatywne około 100 zł. SMSami... Że jeden SMS charytatywny kosztuje poniżej 3 zł, to oznacza, że muszę wysłać ponad 33 SMSy... I jakoś ciężko mi to idzie.

A już w tym wszystkim najgorsze jest odbieranie podziękowań...

poniedziałek, 3 marca 2008

Facetka

Facetka -- inaczej ścianka w znaczeniu geometrycznym, powstałe z angielskiego słowa 'face'.

niedziela, 2 marca 2008

Dramat autobiograficzny w trzech aktach z prologiem

Prolog
(Piątek, Gliwice, 14:52)
PAK (strumień świadomości, zerkając na zegarek):
Jest 14:55. Pociąg mam o 15:20. To oznacza, że mam 25 minut. A nawet więcej, bo zegarek spieszy mi się o dwie-trzy minuty. Aby dotrzeć na dworzec potrzebuję 10 minut. Zostaje 15 minut. A nawet więcej. Mogę wejść do salonu sprzedaży telefonów komórkowych w swojej sprawie.
(Wchodzi do salonu)
Sprzedawca:
Co pana interesuje.
PAK:
A wie pan… telefon mi się psuje. Coś nie tak z akumulatorem. Chciałbym wymienić akumulator, albo zmienić telefon.
Sprzedawca:
Rozumiem, zapraszam do stolika.
(Siadają przy stoliku)
Sprzedawca:
Zacznijmy od tego, ile pan przeznacza miesięcznie na rozmowy komórkowe.
PAK:
Tyle, a tyle.
Sprzedawca:
Czy posiada pan telefon stacjonarny.
PAK:
Tak.
Sprzedawca:
Czy używa pan Internetu?
PAK:
Tak, nawet zastanawiałem się kiedyś nad państwa ofertą dostępu do Internetu…
(Po dwudziestu minutach)
Sprzedawca:
A czy wybrał pan sobie już jakiś model telefonu? Bo oglądał pan je.
PAK:
Nie.
Sprzedawca:
Może podejdźmy do gablot.
PAK (dyskretnie zerka na zegarek, co prowadzi go do strumienia świadomości)
Jest 15:15. Pociąg odjeżdża za pięć minut. Mam około 10 minut na dworzec… Już nie zdążę. Trudno, pojadę następnym.
(kurtyna)

Akt I.
(Piątek, Gliwice, 15:28. Sklep z „modą męską”. PAK wchodzi.)
Sprzedawczyni:
Czego pan sobie życzy?
PAK:
Hm… myślę o kupnie kurtki zimowej, bo chodzę wciąż w tej samej od dziesięciu lat, lub dłużej – widzi pani - (tu następuje pokaz kurtki, która nastraja PAKa depresyjnie, gdyż lepsze widuje w kubłach na śmieci, ale przecież ją lubi) - i chciałbym wreszcie kupić nową.
Sprzedawczyni:
W pana rozmiarze mamy chyba tylko te czarne kurtki…
PAK:
Hm… może być. Choć wolałbym tą zieloną… Ale jak nie ma…
Sprzedawczyni:
Pójdę na zaplecze, sprawdzę czy na pewno mam. A na pana rozmiar mamy jeszcze marynarki.
PAK:
Te?
Sprzedawczyni:
Te.
PAK:
Hm…
(strumień świadomości)
Zostało mi… od tego odjąć na wyjazd… dodać z komórki… Mógłbym mniej wydać na… To by się zsumowało… Najwyżej mogę jeszcze tym coś pozmieniać… pytanie jaki mam podatek do zapłacenia… Chyba mogę sobie pozwolić na zakup. Tyle, że wieczorem włączę Excella.
(Koniec strumienia świadomości. Do sprzedawczyni)
Może ją pani pokazać?
Sprzedawczyni:
A nie, pomyliłam się… Ale te są w pana rozmiarze.
PAK:
A mogę przymierzyć. Bo wie pani, chodzę w jednej marynarce od…
Sprzedawczyni:
Tak, tak, rozumiem! O, może pan przymierzyć. Trochę ciasna…
PAK:
Ale lepsza od dotychczasowej.
Sprzedawczyni:
Musi być lepsza! To jest dobra firma!
PAK:
Ale na jedno i drugie nie mam gotówki? Mogę zapłacić kartą.
Sprzedawczyni:
Może pan. Ale gdyby to panu nie przeszkadzało, gdyby tak pan zapłacił za kurtkę gotówką, a za marynarkę kartą?
PAK:
Nie ma sprawy.
Sprzedawczyni:
Hm… Ale nie mam panu wydać. Może pan odbierze resztę w skarpetach?
PAK:
Może być.
Sprzedawczyni:
Może pan sobie wybrać.
PAK:
O, te!
Sprzedawczyni:
Tu poproszę kod, o, a skarpety panu daję do marynarki, żeby się nie zgubiło, o proszę.
(PAK wstukuje kod)
Sprzedawczyni (podaje torbę):
Proszę.
PAK:
Dziękuję. Do widzenia.
Sprzedawczyni:
Do widzenia.
(PAK wychodzi.)

Akt II:
Scena I
(Piątek, godzina 16:45. Mieszkanie PAK. PAK wpada zdyszany. Podgrzewa obiad, rozbiera się z kurtki, odkłada plecak, wypakowuje torbę z zakupami – wszystko to jednocześnie.)
PAK (strumień świadomości)
Kurtka… Kurtka na wieszak. Co to za kartka? A piecyk się psuje. Już zapalam. Torba – do wyrzucenia. Marynarka. A! marynarka na drugi wieszak. Marynarka do szafy. Marynarka (stara) z szafy. Kurtka… kurtka… gdzie ją dać. A! drzwi z szafy są wolne! Co mi się tu wala… torba. Wyrzucić! Co? Pełny kubeł? Wyrzucić!
Scena II:
(Piątek, godzina 21:45. Mieszkanie PAK. PAK wpada zdyszany. Odwiesza marynarkę.)
PAK (strumień świadomości)
Zaraz? Sprzedawczyni dawała mi skarpety. Gdzie one są? Kurtka – tu nie ma. Tu nie ma. Tu… nic. Marynarka. Wewnętrzna kieszeń – pusto. Zewnętrzne: zaszyte. Muszę rozpruć zanim w niej gdzieś wyjdę. Gdzie te skarpety… Albo je wyrzuciłem ze śmieciami, albo mnie sprzedawczyni oszukała i nie schowała do torby… Bo przecież gdzieś musi być. Może na podłodze? Nie, nic nie ma…. Co z tymi skarpetami? Ale najpierw muszę zapalić piecyk, bo znowu zgasł.

Akt III
Scena I:
(Niedziela, 10:05. Mieszkanie PAK. PAK siedzi przy komputerze i wysyła zaległe mejle. Zerka przy tym zaniepokojony na zegar w pasku windowsa)
PAK (Strumień świadomości):
Prasować, nie prasować. Oto jest pytanie. Czyliż lepiej trwać w zmiętym kołnierzu w marynarce, czy też aktywnie wyciągnąć żelazko, aby przeprasować marynarkę … Hm… Mało czasu – muszę w 10-15 minut wyjść, a tu jeszcze mejl do wysłania, krawat do założenia, torba do spakowania. Hm… Eureka! A może i nie prasować, i nie trwać w zmiętym na wczorajszych urodzinach kuzynki kołnierzu! Przecież mam drugą, nową marynarkę w szafie! Odpruję tylko nici w kieszeniach, sprawdzę, czy jakiejś metki nie ma i mogę iść. Emma mi nie straszna.
(PAK sięga do szafy i wyjmuje marynarkę, chowa drugą marynarkę, odpruwa nici w kieszeniach, znajduje metkę w rękawie, czyści buty, bierze krawat, a potem zeń zadowolony – wyjmuje także złotą spinkę do krawatu, której nigdy nie nosił, bo nie było okazji… I najlepszy zegarek… To znaczy lepszy z dwóch zegarków, by wyglądać schludnie i pięknie na poranku symfonicznym NOSPR. Aż w końcu staje przed lustrem i się dziwi, że marynarka uszyta na mężczyznę wyższego o 6 cm wcale nieźle na nim leży, nawet może ją dopiąć. Ale lepiej nie – marynarka dopięta… może się coś zaczepić i rozerwać… Nie… Lepiej nie.)
Scena II:
(GCK, szatnia. Niedziela. Godzina 11:40. PAK oddał kurtkę, schował numerek do kieszeni i oddala się od szatni zapinając marynarkę.)
PAK (strumień świadomości)
Nawet całkiem dobrze mi leży. Trochę ciepła tylko. Niewiele cieńsza od kurtki. Świetnie leży – nawet Borges w kieszeni mi nie przeszkadza. Tylko co ja mam w wewnętrznej kieszeni? Bo coś wypchana… A! Wiem, program! Ale, ale – program mam w lewej wewnętrznej kieszeni. Co ja mam w prawej wewnętrznej kieszeni?!
(maca)
Skarpety!
(Kurtyna!)

Pociąg oznakowany

Trzęsło trochę. Niestety. Jak to w pociągu w ruchu.

sobota, 1 marca 2008

Podchody, albo piecyk

Piecyki są wredne. Nie zawsze, oczywiście, bo piecyki też mają dobre dni. Ale jak się taki piecyk już wkurzy, to lepiej uważać. I najgorsze jest to, że nie wiadomo, co mu jest. Czy go uraziła jakaś nasza uwaga, czy zbyt głośne trzaśnięcie drzwiami w łazience? To, że nie poświęcamy mu czasu i pieszczot? A może go coś zawiało i marudzi, jak to zwykły czynić chore piecyki? Kto by to wiedział?

Od wczoraj z moim piecykiem mamy 'ciche dni'. Przeklinam go pod nosem, ilekroć muszę obyć się bez ciepłej wody przy myciu, a on ciągle gasi gaz i idzie spać.

Tu należy zauważyć, że piecyki nie widzą. Jak każdy wie, piecyki nie mają oczu. Czują i słyszą wszystko -- ale nie widzą. Podchodzę więc do niego cichutko, skradając się z zapałką, wtem znienacka wciskam pokrętło i zapalam gaz. Piecyk oszołomiony pali się, ale pokrętło stawia opór. Odciska gwałt gwałtem, wyrywa się z rąk. Staram się więc wziąć je na sposób. Wciskam szybko, a potem udaję, że nie naciskam, że mnie nie ma, że samo pokrętło nie chce wrócić do naturalnego stanu. Stoimy z piecykiem tak twarzą w twarz, a ja puszczam pokrętło lekko, powoli, delikatnie, milimetr po milimetrze, myśląc tylko -- zauważa mnie, czy nie; zrobi na złość czy nie.

Czasem udaje mi się. Piecyk daje się zmylić i pali gaz. Potem muszę szybko oddalić się na palcach i uważać, by nie zatrzasnąć drzwi -- bo piecyk zauważy, że coś jest nie tak i zgaśnie. Przemykam się więc bezszelestnie do kuchni, licząc w duchu, że uda się zmyć naczynia. Odkręcam wodę -- jest, udało się! No, to mam punkt!

(Stan walki z piecykiem: 8:3 dla piecyka...)