poniedziałek, 15 października 2012

Leń, a praca się dopiero zaczyna

Idę ja sobie do pracy, poniedziałek, ledwo weekend minął, nawet ostańce Jury ostały się w pamięci. Idę ja sobie, już progi przybytku pracowitości widzą oczy me, gdy wzrok przykuwa coś, co na nich spoczywa...
Mysikrólik.
Szukam pospiesznie aparatu, bo mysikróliki pamiętam, jako ptaszki ruchliwe i taka okazja, że z bliska, że śliczny, to nie taka częsta jest. Szukam nerwowo i bezskutecznie, a czasu mało bo pani, która pracuje dwa piętra wyżej już tu zmierza i zaraz go spłoszy. Szybko sięgam po komórkę...
A on nic.
Siedzi.
Podchodzę bliżej, jeszcze bliżej.
Siedzi.
Nie żyje -- myślę sobie. Ale nie -- mruga do mnie*.
Nie mogę dłużej nad nim medytować. Wchodzę do pracy. Ale tu jeszcze raz sprawdzam zawartość plecaka i już z aparatem wracam, a nuż...
Tak. Siedzi.
Fotografuję, ale zaczynam się o ptaszka niepokoić. Koty tędy chodzą i inni mordercy. A on jakiś nie dość strachliwy.
Chory? W depresję popadł? Pani mysikrólikowa ducha swego mysikróliczego oddała i ostał się sam?
Ale przecież nie mogę nad ptaszkiem tak medytować. Może ktoś inny przyjdzie, przygarnie, nakarmi i utuli? Wracam więc do budynku, i już, już rozgaszczam się w pracy, gdy rzuca mi się w kąt oka, że portierka wychodzi na dymka. Hyc, za nią, a nuż...
Tak. Siedzi.
-- Zerkam, bo tu był mysikrólik i jest.
-- Biedne pisklę... -- mówi pani portierka, wypuszczając dymka i zmuszają mysikrólika do odwrócenia swej główki w końcu.
-- To mysikrólik -- tłumaczę -- najmniejszy ptak w Polsce. Ale coś mało się rusza.
-- Coś mu może się stać.
Wyciągam teczkę z plecaka, a potem próbuję go nakłonić by na to wszedł. Choć moje ręce już niemal go sięgają, on nadal bez zmian. Mruga tylko i tyle. W końcu go popycham. Daje się spychać, nawet nóżkami nie ruszając, ale przed teczką się trochę broni. Jednak jakoś się wdostaje. Podnoszę go wyżej, by położyć go na daszku, od kotów wolnym. Teczka jednak w powietrzu już jest, śliska trochę -- łapie równowagę otwierając skrzydełka. I wtem... fru! Tyle go widzieliśmy.
-- Leń śmierdzący! -- podsumowuje pani portierka, puszczając dymka.



---
*) Dzień wcześniej fotografowałem obraz NMP w przydrożnym sanktuarium. Aparat napisał do mnie na ekranie "Wykryto mruganie". Muszę zerknąć na fotkę ;)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Naprawdę wydarzenie warte opisu....

Anonimowy pisze...

Debile sa wśród nas - nieprawdaż?Istne śmieci!!!!!!!!!!stop śmiecią