Wracam z koncertu. Noc. Księżyc błyszczy na niebie w wianku wacików z chmur. Para przytulona do siebie, całuje się, on jej coś szepcze do uszka. Nie chcę przeszkadzać -- miłość jest w końcu święta -- ale zasłaniają mi rozkład jazdy, więc najdelikatniej i najdyskretniej jak mogę nachylam się nad nimi. I słyszę, jaką serenadę śpiewa on jej w tej nocy:
-- Amica Wronki, k..wy i skowronki.
Ech... romantyk...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
:)
Ale tenorem, czy basem? ;D
Tenorem.
Swoją drogą w związku z meczem w moim mieście, wczoraj sąsiadka filharmoniczna mi opowiadała, że w drodze na koncert spotkała kibiców. Nieco pojanych... Dialog miał brzmieć tak:
-- Przepraszam, idzie pani na mecz?
-- Nie. Do filharmonii na koncert.
-- A! To życzę pani miłych doznań. A my tak przyjechaliśmy na mecz, ze Świnoujścia. My po całej Europie jeździmi z reprezentacją...
-- A nie boją się panowie, że coś się stanie.
-- Nie. W sumie nigdy nic się nie stało, choć czasem było niebezpiecznie.
Prześlij komentarz