sobota, 5 września 2009

Kim pan jest?

Spotykam w piwnicy sąsiada. Pyta mnie:
– Kim pan jest? Nie znam pana!
Odpowiadam grzecznie, że sąsiadem z góry. Na co pyta:
– A mieszka pan z żoną?
Tłumaczę, że nie, że przecież zna mnie od dziecka (nie przeprowadzałem się, ba! przez całe lata chodziliśmy w trójkę, z Dziadkiem i sąsiadem na tę samą mszę, co niedzielę...), tyle że (by osłodzić jakoś pigułkę) dawno mnie nie widział. Przyjął to do wiadomości, choć wciąż trochę agresywny.

***

Sąsiada mi żal… sąsiad, były partyzant (Batalionów Chłopskich), były hutnik, chyba nieźle przeżył swoje życie — zawsze był przykładnym sąsiadem. Ale starość nie radość… Odebrała nie tylko siły fizyczne, ale może jeszcze bardziej umysłowe. Żona boi się go wypuścić z domu (widuję go więc ostatnio rzadko, co jakoś usprawiedliwia moje pokrętne wyjaśnienie...), na co on reaguje dość agresywnie…

3 komentarze:

Artur pisze...

O kurczę, to już nie są przelewki ...
A ja myślałem, że zapomnienie śmietany ze sklepu w wykonaniu mojego taty jest już swego rodzaju szczytem...
Proszę pozdrowić sąsiada od Pana A. :)

PAK pisze...

Szczytem?
Szczytem jest mój inny 'sąsiad' (nie domowy, osiedlowy), które podobne pytania zaczął adresować do żony. Po czym pogonił ją z siekierą... Żeby nie było wątpliwości -- gdy był w pełni sił umysłowych i fizycznych niczego takiego nie robił.

Artur pisze...

Grrr... Od dzisiaj nie marudzę na takie 'błahe' występki...