Wchodziliśmy do kościoła. I – z trudem zamykam przekleństwo w ustach – z kimś byłaś. Wyglądaliście na parę, choć może nieszczególnie zakochanych. Ale jednak parę. Wiem, wiem, że nie miałem u ciebie żadnej nadziei, ale było z tym mi prościej, gdy trwałaś uparcie w panieństwie i była sama. A teraz byłaś z nim!
I co mi pozostało? Robić zdjęcia kwiatom i dzieciom bawiącym się nad stawem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz