poniedziałek, 16 kwietnia 2007

Sen: recytacje

Jechaliśmy pociągiem. Ale jakąś dziwną trasą. Zapytałem konduktora, a on odparł, że do Gliwic nie dojedziemy, bo są problemy na torach. Pojedziemy do Buska, a tam się przesiądziemy na pociąg do Gliwic. Zapytany o termin odjazdu pociągu właściwego, konduktor nie potrafił nic powiedzieć, ponad to, że na pewno dowiemy się na miejscu.

Dojechaliśmy do Buska. Nigdy tam nie byliśmy więc się szybko zgubiliśmy. Próbowaliśmy dopytać się w sklepie, ale nawet tam nie tylko nie znaleźliśmy drogi, ale i zgubili monetę, którą wydająca stażystka upuściła w dół, po klatce schodowej. Nikomu nie chciało się po nią schodzić. Ktoś jednak polecił, że prosto, w prawo, prosto i w prawo.

Po drodze nas rozpoznano – tak sławnych recytatorów poezji nie ma w Polsce wielu. Miejscowy klub recytacji poezji chętnie by się od nas czegoś nauczył i zorganizował wspólny wieczór recytowania poezji. Zaczęliśmy wybierać wiersze na wspólny wieczór, na którym prezentować się mieli głównie miejscowi recytatorzy. Przeglądaliśmy i kartowali tomiki, sięgając głównie po Miłosza, niezbyt popularnego. Zapowiadał się wieczór poetycki pełen wrażeń...

Brak komentarzy: