wtorek, 10 kwietnia 2007

Sen: zamotanie

W. chodziła po mieszkaniu. Niby jej mieszkanie, ale... ale przecież nie odkąd zmarła. Tymczasem chodziła i czuła się jak u siebie. Próbowałem sobie przypomnieć, jak to było od jej zmartwychwstania. Co to się porobiło? Co z aktualnymi lokatorami? Byłem kompletnie zamotany. A do tego jeszcze piecyk gazowy groził wybuchem.

Próbowaliśmy delikatnie ustalić, kto będzie mieszkać, ale W. taktownie opuściła lokal, gdy przyszli aktualni lokatorzy – państwo P. Ci zaś z miejsca zaczęli opowiadać o planowanym remoncie i negocjować obniżkę czynszu. Poprosiłem o czas do namysłu, co spowodowało kolejną falę nacisków, których wysłuchałem idąc na dworzec, ale powiedziałem, że muszę to po prostu przemyśleć, bo budżet jest napięty i tak z głowy odpowiedzi nie znam.

Gdy już byłem na dworcu, spotkałem paru naukowców dyskutujących o wynalazkach. Podśmiechiwali się głośno z ostatnich medali na targach wynalazków, gdzie złoto dostały jakieś kółka, jakiegoś profesora, od szafki laboratoryjnej – owszem, pomysłowe, ale czy życiowe? Jeden z rozmówców za to zachwalał swój nowy wynalazek – skrzydła do samolotów chłonące powietrze i wydalające je, także powierzchnią lotek i klap. Oglądałem zdjęcia z parametrami i się dziwiłem, zwłaszcza, gdy zobaczyłem znaną mi konstrukcję, choć ze zmienionym płatem. – To R-XIII powiedziałem. – Tak. Zastosowaliśmy ten płat do znanych konstrukcji, by porównać wyniki. O widzi pan? Z naszym płatem Hurricane osiągałby 641 km/h!

Jechałem w tym samym kierunku, co wynalazcy płata kolejką, wzdłuż Karkonoszy. Góry wyglądały imponująco – żałowałem, że nie zabrałem z sobą aparatu fotograficznego, by uwiecznić ich majestat. I byłem świadkiem rzadkiego widoku: Śnieżka podniosła spod kamieni swój gadzi łeb i ogryzła wierzchołek innej góry. Inni podróżujący podziwiali ten widok na równi ze mną...

W końcu dojechaliśmy. W miasteczku, w pensjonacie na piętrze zainstalował się szpieg rosyjski. Na parterze niemiecki. Był gdzieś jeszcze francuski, chyba angielski. Nie wiedziałem, któremu pierwszemu donieść o nowym płacie, tym bardziej, że naukowcy, którzy to odkrycie przywieźli, już swoich szpiegów wybrali. Zerknąłem do rosyjskiego, bo tam moich naukowców jeszcze nie było, ale szpieg akurat nie miał czasu przyjmując innego interesanta. Na schodach złapał mnie szpieg niemiecki, ale jakoś nie miałem zaufania do munduru SS.

Wyszedłem więc na ulicę, ale tu okazało się, że inni szpiedzy chcą nie dopuścić do przekazania innym szpiegom przeze mnie wiadomości o nowym płacie, postanowili mnie rozjechać samochodami. Parę pierwszych pojazdów szarżujących na mnie udało mi się wyminąć, a potem... a potem się obudziłem!

Brak komentarzy: