Siedzę sobie na urodzinach w rodzinie. Telewizor nie wyłączony, a syn kuzynki wpatrzony w dinozaury na ekranie.
-- Czy już załatwiłeś wpis do ksiąg wieczystych?
(A jak oni oddychają, przecież jurajska atmosfera była inna od naszej?)
-- Jeszcze nie, może się tym w grudniu zajmę.
(Było mniej tlenu. Albo więcej. W każdym razie albo człowiek, albo dinozaur będzie niedotleniony.)
-- Bo my też jeszcze nie i zastanawiamy się jak to załatwić.
(I ciśnienie było inne. Kogoś by głowa musiała boleć.)
-- Hm... coś mi się obiło o uszy, że sami załatwiają...
(Tak, a ten welociraptor dlaczego nie ma piór? Pisali, że powinien mieć!)
-- Powinni, biorą tyle pieniedzy! Wiesz ile to kosztuje?!
(Ludzie... ludzie też, ale obok siebie tygrys szablozębny i welociraptor?)
-- ???
(I jak znoszą to ciepło? Na ekranie są ubrani lekko, ale przecież w karbonie były chyba upały większe niż obecnie?)
-- Kilkaset złotych! Sąsiadka płaciła...
środa, 14 listopada 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Tak to jest, gdy się oglada filmy sf ;)
No, chyba że to był film kreacjonistyczny...
Nie był kreacjonistyczny, bynajmniej ;) Wprost przeciwnie -- było tam sporo nauki biologii, ale film był dla nastolatków. A ja już nastolatkiem nie jestem. Chyba.
Prześlij komentarz