sobota, 3 maja 2008

Kapturki, ach kapturki

Biegam z aparatem po parku i się dziwię. Na przykład takie kapturki -- wpadam na nie dość często od paru tygodni. Trudniej zrobić im zdjęcie. Nawet teraz (no prawie...) taka kapturka potrafi bezczelnie przylecieć do mnie za okno, usiąść na gałęzi i śpiewać, tak długo, aż nie sięgnę po aparat. A wtedy, nim go włączę, fru!

Druga złośliwość to ta, że widuję niemal same samce. Samce mają czarne kapturki. I gdy chciałem się przekonać, co to za gatunek zerknąłem do książki o ptakach. Tam piszą, że owszem czarny kapturek, szary płaszcz i jasnoszary brzuszek oznacza kapturkę, ale obok samców powinny być samiczki, bardziej oliwkowe, z czerwonym kapturkiem. A ja ich nie widuję. Przylatuje takie, śpiewa i ma zawsze czarny kapturek!

Już się zacząłem zastanawiać, czy to nie kapturki-geje. I czy dobry Bóg nie ześle aby morza siarki by zgładzić moje bezbożne miasto pełne ptasich gejów. Albo, czy zły wilk nie zjadł wszystkich czerwonych kapturków, skazując gatunek na zagładę. Ale wtedy, właśnie ni stąd ni zowąd, przyprowadzona przez samca na jedzenie pojawiła się samiczka. Najadła się i poleciała, umykając mojemu aparatowi.

Ja się zapytuję: czy to jest sprawiedliwe? Sama jedna, tylu samców wkoło i nawet nie pozwoli zrobić sobie zdjęcia?!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

To masz kurcze problem...