Wczoraj, trzy miejsca ode mnie, w Filharmonii zasiadła starsza pani chodząca o kulach. Nie znam jej, poza tym, że widuję w Filharmonii. To jej stałe miejsce, ale nie zajmowała go przez ostatnie parę miesięcy.
Szczerze i spontanicznie się ucieszyłem. Dlaczego? Przecież jej nie znam. Nie jest też ładną młodą dziewczyną by mieć jakieś plany, czy pragnienia. Ale mimo tego, że jej nie znam, ucieszyło mnie, że żyje i że jest w na tyle dobrym zdrowiu, że przyszła na koncert. Bo już zaczynałem się martwić, choć wydawało mi się, że o niej nie myślę.
sobota, 17 maja 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Taaa... Mam to samo, gdy przez długi czas stały interesant u mnie w pracy się nie pojawia...
Jakoś tak chyba jest, że czuje się więź z ludźmi z którymi spędza się sporo czasu. A już w ogóle, gdy dzieli się z nimi pasje.
Jak piszę -- ja kobiety prawie nie znam. No, parę razy czekałem koło niej na przystanku, kłaniamy się sobie. Ale nawet nie 'rozmawiamy o pasjach'...
A jednak. Tak, chyba nawiązujemy jakaś więź z ludźmi widywanymi regularnie.
Tak, tak... Gdyby PAK nagle przestał blogować, pewnie sporo osób zachodziłoby w głowę co się z nim dzieje. I zapewnie jakieś gromkie "uff" pojawiłoby się w wirtualnej przestrzeni gdyby powrócił, niezaleznie od tego, czy wiążą z PAK'iem jakieś plany, czy nie :-D
Ja też nie znam nawet imion ludzi, których brak zauważam. Mimo to zastanawiam się, co się z nimi dzieje...
Prześlij komentarz