środa, 12 września 2007

Kamery

Miasto w promieniach zachodzącego słońca było dość bezludne. Przede mną ktoś szedł, jakiś mężczyzna o posturze zawodowego wojskowego z plecakiem. Na chwilę jeszcze ktoś trzeci się przyłączył. Ten ktoś nie był moim znajomym, ale wokół było tak pusto, nieprzyjemnie, że wolałem by ktoś szedł obok.

A ulice, pokryte granitową kostką były pustawe. Raz spotkaliśmy grupę wyrostków w bramie. Ale się rozeszli.

Z wyżej położonych dzielnic był piękny widok na centrum miasta i góry w oddali. A wśród uliczek dobiegał senny głos z głośników, przekazujący polecenia, ostrzeżenia i informacje władzy. Panorama miasta ukazywała ludzi, przestraszonych i speszonych wszechobecnymi kamerami. Dlaczego ich nie wyłączą – pomyślałem. Przecież nic prostszego! Podszedłem do pierwszej – wisiała nad moją głową, ale mogłem dosięgnąć i odłączyć kabelek z sygnałem. Potem do drugiej, trzeciej... Jedna z kolejnych była na placu, w specjalnym kiosku. Nic to – nie jestem osobą wysportowaną, ale jakoś wdrapałem się na dach i wyłączyłem ją od góry. Inni też to zaczęli robić – wyłączać kolejno kamery, które ich szpiegowały. Uznawszy, że tu moja rola się skończyła poszedłem do pałacu władcy.

Do pałacu dotarłem bez problemu. Duża willa nie była strzeżona, nie licząc pań sekretarek, których jednak nie było stać na aktywne działanie. Dalej odłączałem kamery chodząc od pokoju do pokoju. Aż znalazłem nie kamerę, ale kostki materiału wybuchowego umocowane jak kamera. Wyszedł wódz ze śmiechem – Ha! Jak rozłączysz, wylecisz w powietrze! Długo się nie namyślając związałem wodza w jego własną marynarkę, splątując mu ręce drutem, którym przymocowana była któraś kamera i powiązałem z kostkami – tak by nie mógł się ruszyć, nie powodując eksplozji. Po czym wolno odszedłem.

Wychodząc z pałacu trafiłem na przejeżdżający tramwaj. Jakiś murzyn mijał się ze mną w drzwiach. Zająłem wolne miejsce. Większość pasażerów nawet nie zauważyła, tylko jednak kobieta się uśmiechnęła porozumiewawczo – wyraźnie wiedziała, co zrobiłem. Z głośników napłynął ciepły głos: „Nowym prezydentem naszego państwa został Robert Mugabe.”

Brak komentarzy: