Prolog
(Piątek, Gliwice, 14:52)
PAK (strumień świadomości, zerkając na zegarek):
Jest 14:55. Pociąg mam o 15:20. To oznacza, że mam 25 minut. A nawet więcej, bo zegarek spieszy mi się o dwie-trzy minuty. Aby dotrzeć na dworzec potrzebuję 10 minut. Zostaje 15 minut. A nawet więcej. Mogę wejść do salonu sprzedaży telefonów komórkowych w swojej sprawie.
(Wchodzi do salonu)
Sprzedawca:
Co pana interesuje.
PAK:
A wie pan… telefon mi się psuje. Coś nie tak z akumulatorem. Chciałbym wymienić akumulator, albo zmienić telefon.
Sprzedawca:
Rozumiem, zapraszam do stolika.
(Siadają przy stoliku)
Sprzedawca:
Zacznijmy od tego, ile pan przeznacza miesięcznie na rozmowy komórkowe.
PAK:
Tyle, a tyle.
Sprzedawca:
Czy posiada pan telefon stacjonarny.
PAK:
Tak.
Sprzedawca:
Czy używa pan Internetu?
PAK:
Tak, nawet zastanawiałem się kiedyś nad państwa ofertą dostępu do Internetu…
(Po dwudziestu minutach)
Sprzedawca:
A czy wybrał pan sobie już jakiś model telefonu? Bo oglądał pan je.
PAK:
Nie.
Sprzedawca:
Może podejdźmy do gablot.
PAK (dyskretnie zerka na zegarek, co prowadzi go do strumienia świadomości)
Jest 15:15. Pociąg odjeżdża za pięć minut. Mam około 10 minut na dworzec… Już nie zdążę. Trudno, pojadę następnym.
(kurtyna)
Akt I.
(Piątek, Gliwice, 15:28. Sklep z „modą męską”. PAK wchodzi.)
Sprzedawczyni:
Czego pan sobie życzy?
PAK:
Hm… myślę o kupnie kurtki zimowej, bo chodzę wciąż w tej samej od dziesięciu lat, lub dłużej – widzi pani - (tu następuje pokaz kurtki, która nastraja PAKa depresyjnie, gdyż lepsze widuje w kubłach na śmieci, ale przecież ją lubi) - i chciałbym wreszcie kupić nową.
Sprzedawczyni:
W pana rozmiarze mamy chyba tylko te czarne kurtki…
PAK:
Hm… może być. Choć wolałbym tą zieloną… Ale jak nie ma…
Sprzedawczyni:
Pójdę na zaplecze, sprawdzę czy na pewno mam. A na pana rozmiar mamy jeszcze marynarki.
PAK:
Te?
Sprzedawczyni:
Te.
PAK:
Hm…
(strumień świadomości)
Zostało mi… od tego odjąć na wyjazd… dodać z komórki… Mógłbym mniej wydać na… To by się zsumowało… Najwyżej mogę jeszcze tym coś pozmieniać… pytanie jaki mam podatek do zapłacenia… Chyba mogę sobie pozwolić na zakup. Tyle, że wieczorem włączę Excella.
(Koniec strumienia świadomości. Do sprzedawczyni)
Może ją pani pokazać?
Sprzedawczyni:
A nie, pomyliłam się… Ale te są w pana rozmiarze.
PAK:
A mogę przymierzyć. Bo wie pani, chodzę w jednej marynarce od…
Sprzedawczyni:
Tak, tak, rozumiem! O, może pan przymierzyć. Trochę ciasna…
PAK:
Ale lepsza od dotychczasowej.
Sprzedawczyni:
Musi być lepsza! To jest dobra firma!
PAK:
Ale na jedno i drugie nie mam gotówki? Mogę zapłacić kartą.
Sprzedawczyni:
Może pan. Ale gdyby to panu nie przeszkadzało, gdyby tak pan zapłacił za kurtkę gotówką, a za marynarkę kartą?
PAK:
Nie ma sprawy.
Sprzedawczyni:
Hm… Ale nie mam panu wydać. Może pan odbierze resztę w skarpetach?
PAK:
Może być.
Sprzedawczyni:
Może pan sobie wybrać.
PAK:
O, te!
Sprzedawczyni:
Tu poproszę kod, o, a skarpety panu daję do marynarki, żeby się nie zgubiło, o proszę.
(PAK wstukuje kod)
Sprzedawczyni (podaje torbę):
Proszę.
PAK:
Dziękuję. Do widzenia.
Sprzedawczyni:
Do widzenia.
(PAK wychodzi.)
Akt II:
Scena I
(Piątek, godzina 16:45. Mieszkanie PAK. PAK wpada zdyszany. Podgrzewa obiad, rozbiera się z kurtki, odkłada plecak, wypakowuje torbę z zakupami – wszystko to jednocześnie.)
PAK (strumień świadomości)
Kurtka… Kurtka na wieszak. Co to za kartka? A piecyk się psuje. Już zapalam. Torba – do wyrzucenia. Marynarka. A! marynarka na drugi wieszak. Marynarka do szafy. Marynarka (stara) z szafy. Kurtka… kurtka… gdzie ją dać. A! drzwi z szafy są wolne! Co mi się tu wala… torba. Wyrzucić! Co? Pełny kubeł? Wyrzucić!
Scena II:
(Piątek, godzina 21:45. Mieszkanie PAK. PAK wpada zdyszany. Odwiesza marynarkę.)
PAK (strumień świadomości)
Zaraz? Sprzedawczyni dawała mi skarpety. Gdzie one są? Kurtka – tu nie ma. Tu nie ma. Tu… nic. Marynarka. Wewnętrzna kieszeń – pusto. Zewnętrzne: zaszyte. Muszę rozpruć zanim w niej gdzieś wyjdę. Gdzie te skarpety… Albo je wyrzuciłem ze śmieciami, albo mnie sprzedawczyni oszukała i nie schowała do torby… Bo przecież gdzieś musi być. Może na podłodze? Nie, nic nie ma…. Co z tymi skarpetami? Ale najpierw muszę zapalić piecyk, bo znowu zgasł.
Akt III
Scena I:
(Niedziela, 10:05. Mieszkanie PAK. PAK siedzi przy komputerze i wysyła zaległe mejle. Zerka przy tym zaniepokojony na zegar w pasku windowsa)
PAK (Strumień świadomości):
Prasować, nie prasować. Oto jest pytanie. Czyliż lepiej trwać w zmiętym kołnierzu w marynarce, czy też aktywnie wyciągnąć żelazko, aby przeprasować marynarkę … Hm… Mało czasu – muszę w 10-15 minut wyjść, a tu jeszcze mejl do wysłania, krawat do założenia, torba do spakowania. Hm… Eureka! A może i nie prasować, i nie trwać w zmiętym na wczorajszych urodzinach kuzynki kołnierzu! Przecież mam drugą, nową marynarkę w szafie! Odpruję tylko nici w kieszeniach, sprawdzę, czy jakiejś metki nie ma i mogę iść. Emma mi nie straszna.
(PAK sięga do szafy i wyjmuje marynarkę, chowa drugą marynarkę, odpruwa nici w kieszeniach, znajduje metkę w rękawie, czyści buty, bierze krawat, a potem zeń zadowolony – wyjmuje także złotą spinkę do krawatu, której nigdy nie nosił, bo nie było okazji… I najlepszy zegarek… To znaczy lepszy z dwóch zegarków, by wyglądać schludnie i pięknie na poranku symfonicznym NOSPR. Aż w końcu staje przed lustrem i się dziwi, że marynarka uszyta na mężczyznę wyższego o 6 cm wcale nieźle na nim leży, nawet może ją dopiąć. Ale lepiej nie – marynarka dopięta… może się coś zaczepić i rozerwać… Nie… Lepiej nie.)
Scena II:
(GCK, szatnia. Niedziela. Godzina 11:40. PAK oddał kurtkę, schował numerek do kieszeni i oddala się od szatni zapinając marynarkę.)
PAK (strumień świadomości)
Nawet całkiem dobrze mi leży. Trochę ciepła tylko. Niewiele cieńsza od kurtki. Świetnie leży – nawet Borges w kieszeni mi nie przeszkadza. Tylko co ja mam w wewnętrznej kieszeni? Bo coś wypchana… A! Wiem, program! Ale, ale – program mam w lewej wewnętrznej kieszeni. Co ja mam w prawej wewnętrznej kieszeni?!
(maca)
Skarpety!
(Kurtyna!)
niedziela, 2 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz